środa, 25 lutego 2015

Rozdział 7

Edward Sharpe, The Magnetic Zeros - Home

Całe tłumy znalezionych uczniów kierowały się do stołówki, by podpisać się na jednej z wielu stron równo ułożonego pliku kartek, po czym ruszyli w stronę swoich pokoi. Hidan sprawdził się w roli osoby, która kryje, podręcznikowo. Znalezienie kryjówki, która umknie uwadze jego bystrych oczu, jasnej latarce, czy czujnych uszu, zakrawało z cudem i to na skalę światową. Głównie dlatego, że w zabawie brała udział prawie cała szkoła, dlatego liczył się nie tylko pomysł, ale też czas w jakim go realizowano. Wszakże kto pierwszy, ten lepszy. Po półtorej godzinie intensywnego szukania została już tylko jedna osoba i to ona będzie zwycięzcą. Hidan podszedł do leżącego na kamiennym blacie megafonu, po czym, przykładając go do ust, oznajmił, że zabawa dobiegła końca. Wziął plik kartek spiętych błękitnym spinaczem i zaczął dokładnie analizować całą zawartość, przejeżdżając palcem po każdym wyrazie, próbując sobie przypomnieć twarze właścicieli nazwisk. Zatrzymał się na pustej rubryce, która należała do zwycięzcy zabawy. Uśmiechnął się drapieżnie, biorąc dokument pod pachę i kierując się w stronę gabinetu dyrektorki. Po oddaniu papierów powolnym krokiem ruszył w stronę swojego pokoju, wszakże godzina była już późna, a szukanie wycisnęło z niego całą energię, którą chciał przeznaczyć na granie w eroge.

W tym samym czasie Miyu powolnym, ociężałym krokiem włóczyła się po szkole szukając miejsca, w którym mogła by przenocować. Mimo dobijania się do drzwi należących do jej pokoju, żadną siłą nie potrafiła mnie zmusić, bym ją wpuściła. Zrezygnowana i wyczerpana szarpaniem drzwi usiadła na jednej z wielu kanap w holu i po długiej walce z sennością, w końcu oddała się Objęciom Morfeusza.

Następnego dnia, po uprzednim wykonaniu porannej toalety, pokierowana przez głos wydobywający się z głośników, udałam się w stronę sali gimnastycznej. Stanęłam w jednym z wielu rzędów uczniów, którzy poza stylem uczesania, nie różnili się od siebie praktycznie niczym. Na sali było słychać straszny szum, złożony z setek głosów. Harmider, jaki zapanował w pomieszczeniu, okiełznała pani dyrektor, która zaraz po podejściu do mównicy, donośnym głosem zarządziła ciszę.
- Dziękuję za wasze zaangażowanie podczas wczorajszej zabawy - powiedziała takim głosem, jakby jej przemówienie miało co najmniej dziesięć stron. - Zwycięzcę naszej zabawy przedstawi wam przewodniczący samorządu uczniowskiego. Zapraszamy! - po tych słowach odsunęła się w bok, a do mikrofonu podszedł młody czarnowłosy chłopak.
- Witam was wszystkich. Nazywam się Reiji Sakamaki - powiedział oficjalnym tonem. - Przypadł mi ten zaszczyt - albo nie - przedstawienia osoby, która wygrała we wczorajszej zabawie. Na początek jednak chciałbym poprosić na scenę Hidana Ishimurę, osobę wyznaczoną do szukania. - wśród oklasków na scenę wkroczył wspomniany chłopak, po czym stanął obok Reiji'ego. Pani dyrektor podała siwowłosemu małą kopertę, w której znajdowało się imię i nazwisko zwycięzcy. - Zwycięzcą oraz zwolnionym na tydzień z prac domowych zostanie..! - zapowiedział, po czym odsunął się od mównicy . Jego miejsce zajął Hidan, który trzymając wyciągniętą z koperty karteczkę, zbliżył się do mikrofonu.
-Twoja stara - powiedział cudem powstrzymując śmiech i starając się, aby wyglądało to jak najbardziej wiarygodnie. Od razu został odepchnięty oraz odebrano mu papierek, a śmiech rozchodzący się po sali tylko go usatysfakcjonował.
- Najmocniej przepraszam za kolegę - wtrącił przewodniczący. Przeczytał nazwisko widniejące na maszynopisie. - Jednak zwyciężyła Twoja Stara. - wzruszył ramionani, obracając napis w stronę publiczności.

Faelven: Witam! Muszę przyznać, że jakoś nie miałam pomysłu na ten rozdział, pisałam tak na spontana xD. Jednak ważne, że jest, a wena (mimo że pomysły daje głupie) siedzi gdzieś niedaleko i dyktuje co napisać. Oby jak najdłużej! Zwłaszcza, że olimpiada z przedsiębiorczości wysysa ze mnie całą chęć do życia.
Pozdrawiam!

Rozdział 6

Black Veil Brides - New Year's Day

Kiedy usłyszałam o chowanym to parsknęłam śmiechem, jak reszta zebranych, po czym otworzyłam oczy szeroko ze zdziwienia jak się okazało że dyrektorka przystała na ten pomysł. Potem coś tam mówiła o nagrodzie... Zaraz jakiej nagrodzie?
- ....entuzjazmu, więc ujmę to tak: kto wygra, nie będzie dostawał lekcji, co wy na to? – wszyscy na to zaczeli klaskać. Po ponownym uciszeniu uczniów wybrała osobę która miała szukać, oświetliła go latarką i kazała się przedstawić.
- Jestem Hidan – powiedział uśmiechając się do tłumu... a raczej damskiej części. Co za... kretyn. Dobra. Nieważne. Dyra kazała mu się odwrócić, żeby nic nie widział. Nie żebym podważała autorytet dyrektorki ale no... no wiecie. W każdym razie, jak ten „jak-mu-tam-było” zaczął liczyć to polazłam do wyjścia ze stołówki. Zobaczyłam Ame, i zaczęłam się przeciskać w jej stronę. A wiecie co ona zrobiła? Idzie sobie dalej. Ehh i co to jest za siostra? I jak jeszcze byłam tuż, tuż to zamknęła mi drzwi do Naszego pokoju przed nosem i przekręciła zamek.
- Ama! Otwórz! Ama no! – jęczałam przed drzwiami.
- Spadaj! Nie mam zamiaru Ci otwierać, po tym co mi zrobiłaś! Idź sobie! – odkrzyknęła i już nie działały moję krzyki czy raczej bardzo głośne szepty. 

Ze zrezygnowaniem ruszyłam na poszukiwanie miejsca do schowania. Coraz bardziej zdołowana że mogę nie wygrać, no dobra nie obchodzi mnie ta nagroda, ale teraz mogła bym siedzieć w pokoju i gra... a no tak, no to nieważne. Dalej tak wędrując zobaczyłam szafki, no wiecie takie na kurtkę, książki i inne takie pierdoły. Chwyciłam pierwsze lepsze drzwi, zamknięte, następne też. Kiedy podchodziłam do końca okazało się że przed ostatnia szafka jest otwarta. Chciałam nawet wejść ale, no cóż tam ktoś był.
- Zamknij drzwi i spieprzaj – powiedział ktoś. Czy mi się wydaje czy ja znam ten głos...
- Kto ty? – odpowiedziałam ignorując to co powiedział wcześniej, jak zwykle. Jaka ja jestem zuuaa (Faelven potwierdzi xD dop. Amine).
- Nieważne spadaj stąd – ups, chyba go zirytowałam.
- No weź! Nikt mnie nie chcę przygarnąć, nie znalazłam lepszej kryjówki, a jak ty byś wstał zamiast siedzieć to byśmy się zmieścili, nie daj się prosić.
- Nie – co za nieugięty koleś.
- SZUKAM!!! – odbiło się echem po każdym korytarzu. Spiełam się wewnętrznie, myśląc jakie mam szanse na znalezienie nowej kryjówki. Z matmy akurat jestem przeciętna, ale to gołym okiem widać że nie mam żadnych szans, więc wepchnęłam się na siłe do tej cholernej szafki.
- Co ty robisz?! – krzyknął mieszkniec małej szafeczki.
- Zamknij się, chcesz żeby nas znalazł? – szepnęłam z grozą, wbijając mu przez przypadek (słowo że przez przypadek!) kolano w krocze. Syknął z bólu.
- Sorki – szepnęłam ponownie, tym razem przepraszająco – ale mógłbyś się jakoś tak ustawić żeby było nam obu lepiej – dodałam po chwili z wrednym uśmieszkiem, którego on nie wiedział, ale kit z tym. Mówiłam już żę lubie wkurzać ludzi? Jak nie to mówię teraz, po prostu to uwielbiam! Ten wyraz wkurwienia na twarzach ludzi i ich udawanie że nic ich nie rusza, that’s the dream! A on był wkurwiony i to bardzo. Czuję się spełniona. Ale kontynuując pokierowałam go żeby wstał, następnie obróciłąm nim tak żeby się nie skapnął, i sama usiadłam na krzesełku które musiał przynieść sobie sam. No cóż smuteczek.
- Co..? Złaź, trzeba było sobie przynieść samej krzesło – jego reakcja była natychmiastowa, a mnie to dalej bawi.
- Czy ty myślisz? Nie zmieściłyby się tutaj dwa krzesła – powiedziałam udając że boleje nad jego głupotą. Chyba udało mi się go bardziej wkurwić. Chyba na pewno, bo mnie pociągnął do góry i zaczął się przypychać żeby zająć swoje, w jego mniemaniu, miejsce. Jak to zwykle bywa, ja zaczełam z pasją się z nim wykłócać o to krzesło. Nawet nie usłyszeliśmy kroków, a to akurat ważne w zabawie w chowanego. Drzwi zupełnie niespodziewanie otworzyły się i no cóż grawitacja zadziałała. Chociaż może trochę bardziej korzystnie dla mnie, bo wylądowałam na, jak się okazało po tym jak ten jak-mu-tam-było zaświecił latarką, Itachim. Dlatego jego głos był znajomy! Nie zapominając o ważnym szczególe, a mianowicie walnąć go ponownie z kolana poniżej pasa (oczywiście znowu nie chcący).
- Itachi? Co to za laska? – oboje spojrzeliśmy się na niego jak na debila, przy okazji mrużąc oczy bo nam świecił letarką prosto w gałki oczne. Itachi zrobił to co podpowiadał mu instynkt, a mianowicie zepchnął mnie i wstał, wkurzony oczywiście. Konsekwencje musiały być. Ja wstałam odrobine chwiejnie, przez co ten jak-mu-tam.... Hidan! No właśnie! Przez co Hidan mnie przytrzymał w tali, albo inaczej położył swoją rękę tam gdzie jest strefa zakazana. Odsunęłam się o krok, patrząc na niego jak bym miała mu tą rękę uciąć siekierą... kusząca propozycja, może kiedyś.... Zaraz o czym to ja... a tak Hidan i Itachi.
- Jak masz na imię, maleńka? – zapytał zalotnie Hidan.
- To jest Miyu. Co mamy robić po złapaniu? – zapytał.
- Iść do stołówki. Nie chciałabyś się ze mną umówić? – ble, jego wzrok jest tak perwersyjny że aż, no po prostu fuj.
- Nie, ale mogę Ci dać namiary na kilka szmat, które z chęcią by z Tobą poszły do łóżka, znaczy na randkę – powiedziałam uśmiechając się pocieszająco. No co? Już nie ma perwersyjnego wzroku, to mi się go żal zrobiło. Poklepałam go po ramieniu i skierowałam się do stołówki, a za mną Itaś. Jak już byliśmy przed drzwiami którymi wyszłam (ze stołówki, tak btw dop. Amine), odwróciłam się do niego.

- Gdybyś nie zaczął tej bójki to on by nas nie znalazł – O tak! Pięć – Zero dla mnie!

Amine: Hej ludziki! Jak widać ja też wróciłam! Po wielu dniach kiedy Faelven mnie męczyła o rozdział, a konkretnie żebym dała jej przeczytać to co napisałam, dałam rade dokończyć. Długość jest pewnie dla was za krótka a dla mnie jest nawet okey, znaczy no taka przeciętna, jak na mnie oczywiście XD Szczerze to dzisiaj w nocy spać nie mogłam więc tak myslałam i myślałam, a mi to długo zajmuje dlatego nie spałam do 4, no i wymyśliłam koniec. Mam nadzieje że się podoba, a jak nie to mówić co się nie podobało, bo będę gryźć! A jak wam się podoba to też mówcie xD dobra ja idę rysować zadanie do szkoły, życzcie mi powodzenia! :D

czwartek, 19 lutego 2015

Rozdział 5

Vance Joy - Ritide


Stałyśmy zszokowane, patrząc na postać przed nami. Ciężko było nam się poruszyć, mrugnąć, czy chociaż unieść klatkę piersiową. Opanowałam się jednak, nim całkowicie straciłam zmysły.

- Idźcie przodem - powiedziałam w stronę Sasoriego, po czym obróciłam się w kierunku tamtej postaci. Poczekałam chwilę, aby się oddalili, po czym kontynuowałam. - Dobry wieczór - siliłam się na uprzejmy ton.
- Czemu szlajacie się w taką pogodę po dworze?! - krzyknął, nie zwracając uwagi na moje przywitanie.
- Nie jesteś już naszym ojcem, więc nie powinno cię to interesować - Miyu, wręcz wypluła te słowa. Ojciec, bardzo śmieszne.
- Tak się witasz po siedmiu latach rozłąki? - oburzył się. - Myślisz, że kto finansuje twoje wydatki, niewdzięczna smarkulo?
- Nie mam ci nic do powiedzenia. - Założyła ręce na piersi i parsknęła w jego stronę.
- Wystarczy Miyu - upomniałam siostrę nim powie o słowo za dużo. - Wybacz tato, ale się śpieszymy. - Ukłoniłam się w jego stronę. - Do widzenia.
Odkąd pamiętam dobrze dogadywałam się z tatą. Mimo że był surowy, dzieliliśmy pasję, jaką było jeździectwo. Dlatego tak mnie zabolało, gdy rozstał się z mamą. Byłam rozdarta między nienawiścią a tęsknotą, nie wiedząc, które boli bardziej. Od przeprowadzki widziałam go ledwie raz, na sali sądowej. W przeciwieństwie do mnie, Miyu nigdy nie układało się z tatą, nawet nie próbowała tego zmienić. Mimo to, dorastanie w niepełnej rodzinie nie jest przyjemne. Jakaś część mnie ucieszyła się na jego widok, inna chciała po prostu odwrócić się i zapomnieć, a jeszcze inna chce wykrzyczeć wszystkie żale, dać upust nienawiści. Jednak nie zrobiłam nic, tylko szłam w stronę akademika, ciągnąc siostrę za sobą. Nim się spostrzegłam staliśmy już przed bramą, na drodze prowadzącej do strzelistego budynku, w którym mieszkałyśmy.
- Ama, puść mnie już - wyjęczała Miyu, a ja oswobodziłam ją z żelaznego uścisku. Złapała się za rękę, pocierając lekko miejsce, w którym ją trzymałam. Zaśmiałam się pod nosem, przez co zgromiła mnie spojrzeniem.
- Gomene.. - powiedziałam cicho patrząc w podłoże. Nagle niebo przeszyła błyskawica, a zaraz po niej dało się słyszeć donośny huk. Wzdrygnęłam się lekko.
- Chodźmy nim się rozpada. - Nie czekając na moją odpowiedź, wepchnęła mnie przez główne drzwi do szkoły. W środku panowały egipskie ciemności, jedynie małe czerwone światełka wskazywały drogę. Za rogiem zauważyłam jakiś cień, który gdy tylko zorientował się, że nie jest sam, zniknął zlewając się z czernią. Miyu najwyraźniej nie zwróciła uwagi na tajemniczego jegomościa, ponieważ po raz kolejny popchnęła mnie, tym razem w stronę stołówki. Niestety zrobiła to zbyt mocno, gdyż miałam zderzenie czołowe ze ścianą. Na szczęście niegroźne, może nawet obejdzie się bez siniaka.
- Oj - powiedziała jedynie, wymijając mnie i oświetlając sobie drogę latarką z telefonu. Otrzepałam się z niewidzialnych kłębów kurzu, po czym poszłam w jej ślady. Zatrzymałyśmy przed zamkniętymi drzwiami, zza których słychać było straszną wrzawę. Przynajmniej dawało nam to pewność, że nie zabłądziłyśmy, bo po ciemku wszystkie drzwi i korytarze wyglądają identycznie. Miyu złapała za klamkę, po czym gwałtownie popchnęła drzwi. Odskoczyła lekko zaraz po otwarciu.
- Kurwa.. - usłyszałyśmy ciche przekleństwo.  Stałyśmy w milczeniu, czekając na dalszy rozwój akcji.
- Ktoś tu dostanie wpierdol - szepnęłam siostrze do ucha, uśmiechając się jak głupia. Należało jej się!
- Kto to kurwa zrobił?! - Poszkodowany postanowił o sobie przypomnieć, wstając z podłogi i kierując się w naszą stronę. Podszedł do nas jakiś niewysoki chłopak, jego rozczochrane włosy odbijały się na czerwono, ale twarz była praktycznie niewidoczna. Mimo to od razu rozpoznałam w nim Sasoriego.. Rudzi zawsze mają pecha, to przykre.
- J-ja.. - odpowiedziała nieśmiało.
- Ja? Czyli kurwa kto?! - Warknął w jej stronę.
- Mi.. Amane Sanami! - wykrzyknęła dumnie. No co za podła małpa! Chciałam się odezwać, ale Miyu zatkała mi usta.
- Znowu ty.. - Złapał się za obolałą głowę, stękając przy tym cicho.
- W ramach rekompensaty spełnię każde twoje życzenie! - nie widziała do kogo mówi, jednak podszywanie się pode mnie sprawiało jej wielką przyjemność.
Niee! Weź te brudne łapy, Miyu! - próbowałam to wykrzyczeć, przecież nie będę płacić za jej błędy. Nic to nie dało, dlatego postanowiłam po prostu wejść do stołówki i ukryć się w tłumie. Ugryzłam jej rękę, próbując przemknąć nie zauważona przez drzwi. Niestety nadzieja matką głupich. Sasori złapał mnie za ramię, choć właściwie temu miejscu do ramienia trochę brakowało. Mowa tu o piersiach. Mimo że ciemność i ograniczone pole widzenia (jedynym źródłem światła były lampy awaryjne, świecące delikatnym, czerwonym światłem) w jakimś stopniu go usprawiedliwiały, reakcją obronną mojego organizmu był siarczysty cios w policzek, po którym ponownie upadł, a ja poczułam jak się czerwienię. Rękami zakryłam klatkę piersiową, patrząc w ich stronę ze wściekłością.
- Ama, co z tobą! - krzyknęła na widok leżącego chłopaka. - Najpierw go taranujesz drzwiami, a teraz jeszcze bijesz?!
- Miyu! - syknęłam. - Zobaczysz, że kiedyś cię zabiję! - Krzyknęłam wchodząc do pomieszczenia i zostawiając ich samych. Przeciskałam się przez rzesze uczniów, powtarzając w kółko "Przepraszam". Na szczęście mieli dla mnie litość i nie utrudniali mi przeciskania przez tłum. Szukałam miejsca, gdzie mogłabym odetchnąć, pomyśleć i uspokoić się, czyli jakiejś dziury, kąta, czy innego zakamarka. Mogło być cokolwiek. Przechodząc koło lady, zauważyłam duży filar koło pokoju dla personelu. Podeszłam bliżej, ale w zagłębieniu ktoś siedział. Byłam tym zawiedziona, w końcu to takie idealne miejsce odizolowane od reszty stołówki.
- M-mogę się dosiąść? - zapytałam niepewnie.
- Yhm - stęknęła cicho, po czym zajęłam miejsce koło niej.
Zapanowała między nami grobowa cisza, ale nie miałam zamiaru jej przerywać, w końcu chciałam spokoju. - Ano.. - szepnęła tak cicho, że ledwo ją usłyszałam. Odwróciłam twarz w jej stronę (prawdopodobnie), dając niemy znak, by kontynuowała. - Sachiko.. - Wyciągnęła rękę.
- Co Sachiko? - nie zrozumiałam, ale po chwili doznałam olśnienia. Plasnęłam się w czoło, zastanawiając się, od kiedy jestem taka głupia. - Amane - uścisnęłam jej dłoń. Kilka minut wystarczyło, by przełamać lody. Tematy do rozmów brałyśmy wręcz z powietrza, a każdy był dziwniejszy od poprzedniego. Naszą fascynującą dyskusję o jedzeniu kotów (wszakże  mięso to mięso) przerwał donośny głos, który chrząknął do megafonu.
- Spokój! - krzyknął przyjemny kobiecy głos, jednak zrobił to tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Oddaję głos pani dyrektor.
- Dziękuję Shizune - powiedziała wspomniana kobieta, zaraz po odebraniu megafonu. - Drodzy uczniowie! - zwróciła się do zebranych. - Z powodu zaistniałych okoliczności zajęcia integracyjne dla klas pierwszych odbędą się w późniejszym terminie.
Zajęcia integracyjne? Ona o czymś takim mówiła? Kiedy? - wtem mnie, po raz kolejny, olśniło. Przecież był apel! Szkoda tylko, że nie słuchałam uważnie. Właściwie to wcale nie słuchałam..
- Ależ pani dyrektor! - odezwał się jakiś głos w tyle. - Zróbmy to dzisiaj! Taki klimat może się już nie powtórzyć! - zapewniał.
- Co proponujesz, chłopcze? - zapytała od niechcenia.
- Może by tak.. ee - zająkał. - w chowanego?
Po sali rozległ się delikatny chihot. Wbrew pozorom pomysł nie był taki głupi, dzięki ciemności ta zabawa może być interesująca.


Faelven: Wielki powrót? Prawdopodobnie! Podczas choroby miałam (i nadal mam) wielką ochotę, by coś napisać. I tak po półtora rocznej przerwie pojawia się nowy rozdział! To niesamowite, prawda? Dodatkowo śpieszę że sprostowaniem, dlaczego rozdział wstawiła jakaś 'Faelven'. Odpowiedź jest prosta: Faelven = Kolorowa. Szok normalnie. :o
Mam nadzieję, że po tak długiej przerwie w pisaniu nie wyszłam z wprawy i nie straciłyśmy wszystkich czytelników (w co szczerze wątpię).
Tak więc pozdrawiam was cieplutko! Trzymajcie się! :)